O mnie
Witam
Póki co leszcz nad leszczami mało ogarnięty w temacie ,ale z czasem pogadamy:) .Swoją przygodę z jednośladami rozpocząłem od pomysłu który wpadł mi do głowy pewnego popołudnia. Otóż jak zwykle wróciłem z pracy i zastanowiłem się nad znalezieniem sobie jakiegoś zajęcia na te nudne popołudnia .Wynikiem tych rozmyślań było zapisanie się na kurs prawa jazdy kat.A .
Od samego początku zobaczyłem że nie będzie to takie łatwe. Praca do 16 teoria od 18 powrót do domu na 20 ,ale za to czas wypełniony idealnie. Tylko kiedy jazdy ? :) Okazało się że jak o tym pomyślałem wszystkie dogodne terminy były zajęte. Wyrobiłem całą teorie i w końcu udało mi się znaleźć wolną godzinę . W ostatniej chwili jednak okazało się że znajomi robią 5 dniowy wypad na domek. Więc przełożyłem tę godzinę na inny termin, bo rezygnować z kilku dniowego wyjazdu dla godziny jazdy?.
Na miejscu oprócz moich znajomych pojawiły się też dwie inne osoby .Jakie było moje zaskoczenie gdy siedząc w domku usłyszałem miły pomruk i na pewno nie był to golf :).Koledzy przyjechali na dwóch fajnych moto jedną z nich była yamaha fazer i to na niej się skupmy gdyż to były moje pierwsze kroki :) a raczej kangury .Jeszcze wieczorem obskoczyłem oba motory z pytaniami a po co to a tamto i wypytywałem o tysiące nurtujących mnie spraw. Panowie znosili mnie dzielnie i zapadła decyzja że trzeba mi pokazać co i jak,więc już pół nocy nie spałem z wrażenia. Następnego dnia wybraliśmy się na jakieś bezludzie pole pole i jedna droga i tam się wszystko zaczęło. Na początek nauka ruszania i już tu zgasł mi dużą ilość razy .Zacząłem się zastanawiać z czym do ludzi i co to zemnie będzie za motocyklista jak nawet ruszać nie potrafię, ale na szczęście znów ukazała mi cierpliwość moich instruktorów. :)Powiedzieli że przecież orły też od razu nie latają. Na początku czułem się jak bym znowu uczył się jazdy na rowerze szkoda tylko że bocznych kółek nie było :). W pewnej jednak chwili udało się ruszyłem znajomi zaczęli znika w lusterkach i była tylko droga pola i ja .To była magiczna chwila.
Po powrocie z domku okazało się że mój instruktor jeździ tylko do 20 i ma cały zawalony grafik. Po paru dniach dostałem telefon z ośrodka z informacją że mają nowego instruktora który śmiga do 22 .W tej chwili sprawy zaczęły się prostować. Po wcześniejszym zaklepaniu terminów, przyjechałem na plac manewrowy i co widzę mój instruktor przyjechał na ścigaczu :).To w pełni mnie uświadomiło że ten człowiek wie o czym mówi, i nie pomyliłem się po za pomocą w ogarnięciu elementów na egzamin przekazał mi spory zasób fachowej wiedzy .Na koniec dodał że resztę załatwi życie :). Do tego nie ciągnął się za mną autem z elką ,tylko razem na motocyklach przemykaliśmy przez miasto .Tak jak chciałem żeby ta nauka wyglądała. Cała przygoda zakończyła się 8 listopada w piękny deszczowy dzień. Buty pływały ,spodnie mokre do kolan, rąk nie czułem ale egzamin zdany i to jest najważniejsze .Teraz pozostało upolowanie jakiegoś „rumaka” skompletowanie zewnętrznej warstwy ochronnej i jazda !!!
Pozdrawiam
Łukasz